Tempus fugit, aeternitas manet
Czasami zastanawiam się, jak Pan Bóg widzi mnie i moje życie. Proszę niekiedy, żeby uchylił mi rąbka tajemnicy i pokazał, jak wyglądam w Jego oczach. Chciałabym również na cały świat patrzeć oczami Jezusa, widzieć go i oceniać z perspektywy nieba, wieczności. Wiem, mamy dekalog, Katechizm Kościoła Katolickiego oraz dużo różnych innych ważnych dokumentów kościelnych, które przybliżają mi, co jest miłe w oczach Boga. Jednak moja kobieca ciekawość sprawia, że chciałabym mieć informację z pierwszej ręki, prosto od Niego. Czy to możliwe? Twierdzę, że tak. Bóg chce mówić do swoich dzieci. Nie tylko do wybranych, wielkich świętych. Do mnie też. I do każdego, kto zechce wejść z Nim w relację, kto znajdzie dla Niego czas, kto potraktuje Boga poważnie, jak Osobę, a nie jak przedmiot kultu, element kulturowy czy też jedynie jako adresata formułek modlitewnych.
Staram się codziennie budować swoją relację z Bogiem. Wstaję rano i udaję się na spotkanie z moim Panem. Idę z kawą i Pismem Świętym do drugiego pokoju, zapalam świeczkę, siadam i uświadamiam sobie Jego obecność. Wszak On, mój Bóg jest wszędzie i zawsze. W Nim żyję, poruszam się i jestem. Z każdym kolejnym łykiem kawy coraz bardziej budzi się mój umysł, ciało dochodzi do siebie po nocnym spoczynku, a dusza zanurza się w Bogu. Chwalę Go, dziękuję, słucham, jakie myśli włoży mi do głowy. Otwieram Słowo Boże. Duchu Święty, prowadź mnie w tej medytacji. Jezu, co mi dzisiaj powiesz? Jaki fragment ewangelii Kościół święty przeznaczył na dziś? Co mnie szczególnie dotyka? Co będę rozważać? Mów, Panie, bo sługa twój słucha.
Najpierw przyglądam się Jezusowi, słucham, obserwuję. Potem patrzę na siebie. Co czuję? Gdzie stoję? Blisko Jezusa czy daleko i tylko zza drzew dochodzi do mnie Jego głos? Boję się pokazać? Czego się boję? Może skarcenia, odrzucenia? Ale Jezus taki nie jest. Nie odrzuca, nie dołuje człowieka, nie poniża. On podnosi, poucza z miłością. Pokazuje mi moje błędy. Mogę porozmawiać z Nim jak Samarytanka przy studni i, tak jak ona, wstaję po spotkaniu z Jezusem pełna nadziei, radości i pokoju. On zna prawdę o mnie, a mimo to przygarnia zamiast potępić. Teraz tak jak ona mogę pójść do ludzi i opowiadać o Nim, być Jego świadkiem. Mogę iść do pracy, do swoich obowiązków. Idę uczyć dzieci i młodzież. Idę razem z Jezusem.
Niektórzy sądzą, że rano tracę czas, że mogłabym się lepiej wyspać, z mężem pobyć, poleniuchować w łóżku. Słyszę też odwrotnie, że rano to trzeba zabrać się od razu za pracę, a nie czas marnować, że przecież nie jestem zakonnicą. Cóż, wszystko jest kwestią wyboru, decyzji. Czas rzeczywiście ucieka. Nikt nie wie tak naprawdę, ile komu jeszcze życia zostało. Czeka nas wieczność. Wierzę w to głęboko i jest mi bardzo żal ludzi, którzy nie spotkali jeszcze żywego Boga osobiście. Chyba tylko w takiej sytuacji można twierdzić, że życie kończy się wraz ze złożeniem do trumny. Ja wierzę, że wszystko, co najlepsze dopiero wtedy się zacznie.
Ja swój styl życia wybrałam kilka lat temu, kiedy spotkałam Jezusa. Wtedy wszystko się zmieniło, chociaż na zewnątrz pozostało takie samo. Wcześniej poranki były dla mnie koszmarem. Był pośpiech, narzekanie, zrzędzenie, poganianie domowników. Fakt, mam teraz ten luksus, że dzieci dorosłe, a mąż bardzo wyrozumiały. Teraz mam po co wstawać i błogosławię Boga za moje teraz. Dziękuję, że złożył w moim sercu pragnienie przebywania z Nim, pragnienie Jego obecności.
To On wyprowadza mnie powoli z moich schematów, grzechów i zniewoleń tak, jak naród wybrany z niewoli egipskiej. Trochę to musi potrwać. Izraelowi pustynia zajęła czterdzieści lat. Jednak to Bóg jest moim Panem i Panem mojego czasu. Jest też Panem wieczności, a ja do niej zmierzam. Mam ją przed sobą, a zatem wszystko, co robię powinnam i chcę oceniać z perspektywy wieczności oraz wybierać tylko to, co przyda się na zawsze. Cóż to takiego? Jezus mówi, że miłość. Właśnie ona i moje dobre czyny przekroczą wraz ze mną granicę życia doczesnego i wieczności. Mam gromadzić skarby ponadczasowe, których mól nie zje, rdza nie zniszczy, ani złodziej nie ukradnie. Mam szukać najpierw królestwa Bożego, a wszystko inne będzie mi dodane. Bo gdzie skarb mój, tam będzie i serce moje. Mam ciągle pamiętać o perspektywie nieba.
Bogu niech będą dzięki, że mogę spotykać ludzi, którzy idą do świętości dzień za dnień…dzień za dniem…nie czekając na dogodniejsze warunki. Każde warunki są optymalne, by spotkać się z NIM. Każdy ranek jest nowym, poczatkiem, każdym ” teraz”. Jezu, co dziś mówisz mi przez słowa, które kierujesz przez usta Aliny, Twojego ucznia?Kobiety, ktorej piekno wynika z przebywania z Tobą…
Że perspektywa NIEBA, jest obietnicą dla mnie i dla każdego kto z Jezusem idzie, że to co NAJPIĘKNIEJSZE dopiero przede mną ❤ i przed Tobą❤