J 2, 1-11
„W Kanie Galilejskiej odbywało się wesele…”
Dookoła mnie toczy się życie…
Maryja dostrzega braki i potrzeby ludzkie. Ja też je widzę. Ona mówi o nich Jezusowi. Ja także modlę się o naprawienie różnych sytuacji. Ona ufa i zachęca ludzi do działania: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie.” Ja proszę i zachęcam Boga do działania według mojego scenariusza na rozwiązanie problemu. Kiedy Bóg zabiera się do dzieła inaczej niż się spodziewałam, zaczynam się lękać, tracę zaufanie. Deklarowałam, że zgadzam się na posłanie mnie, gdziekolwiek będę potrzebna, a kiedy przychodzi zadanie, martwię się, że nie dam rady. A przecież ja mam być tylko narzędziem w Bożym ręku. Być jak długopis, który nie martwi się o treść pisanego tekstu lub jak szpadel, który nie decyduje o miejscu ani głębokości kopanego dołu. Jak słudzy, którzy napełnili, zaczerpnęli i zanieśli.
Czy zgadzam się na taką rolę? Na bezdyskusyjne i bezwarunkowe służenie Bogu do celów, które On sam wybiera, w czasie według Jego zamysłu, w sposób, o którym On decyduje? Bez obaw? Z sercem pełnym ufności?
Panie Jezu, Ty jesteś Panem, a ja Twoją służebnicą. Niechaj wypełnienia się Twoja wola w moim życiu.