PRZYJĄĆ ŻYCIE

Dostałam od Boga piękny dar. Jest nim moje życie. Umieszczona zostałam w konkretnej rodzinie jako ogniwo w łańcuchu genetycznym. Zaistniałam w czasie i przestrzeni. Żyję na przełomie XX i XXI wieku. W Europie, w Polsce. Tu i teraz. Mam początek, ale nie mam końca. Moje życie doczesne przejdzie w życie wieczne. Tak zaplanował Ojciec, więc tak jest dobrze, najlepiej jak tylko możliwe.

Zostałam stworzona z Miłości i dla Miłości. Jestem z Boga. Moim zadaniem jest przyjmować miłość i dzielić się nią. Nie wolno mi jej zatrzymywać dla siebie. Miłość się mnoży, gdy obdziela się nią innych. Kiedy się ją rozdaje, jest jej coraz więcej. To wbrew matematyce, lecz zgodne z Bożą logiką. Bóg pragnie się bowiem rozdawać, udzielać. On ma wszystko, a czego nie ma, potrafi stworzyć z niczego. Tak jak mnie. Co sobie wymarzy w swoim sercu, czego zapragnie, to otrzymuje istnienie.

Tylko dlaczego ja o tym wszystkim nie pamiętam na co dzień? Może dlatego, że świat za oknem, za szybą telewizora lub ten ukazywany w internecie zdaje się przeczyć tej prawdzie. Tyle lęku przed cierpieniem, chorobą, śmiercią w samotności. Tyle jest obecnej wokół nienawiści i agresji, niewłaściwego korzystania z daru wolności. Tyle zwiedzionych ludzi starających się samodzielnie zadbać o swoje interesy, zaspokoić swoje potrzeby bez odwoływania się do autorytetu Miłości. My, ludzie żyjący po grzechu pierworodnym, skłonni jesteśmy bardziej wierzyć ojcu kłamstwa niż żywej Prawdzie. Tak łatwo dajemy się zastraszyć i zmanipulować, a poprzez brak zaufania względem dobrego Boga pozwalamy, by nieprzyjaciel natury ludzkiej sypał nam w oczy piaskiem złudzeń i lęków.

Moje życie toczy się w takich właśnie okolicznościach. Bóg je widzi i kontroluje. Nie spuszcza ze mnie wzroku ani na chwilę. Dopuszcza różne sytuacje, abym doskonaliła się w miłości, abym kochała tych, których po ludzku trudno jest kochać. Jezus też oddał swoje życie za grzeszników, a nie za świętych. Dostałam wolność jako dar. Otrzymałam życie. Co z nimi zrobię? Czy zamknę się w sobie, zabarykaduję się w domu, wykupię polisę ubezpieczeniową i spróbuję poczekać na lepsze czasy? Aż wszystko będzie łatwiejsze, a ludzie lepsi, nawróceni? Czy da się przeczekać życie? Nie będę nawet próbować. Stanowczo nie chcę tego sprawdzać. Postanawiam żyć każdego dnia. Codziennie od nowa uczyć się kochać. Wybieram życie, a nie śmierć. Bo kochać, to znaczy żyć, a nienawiść jest śmiercią.

Biorę dziś przeciwko wam na świadków niebo i ziemię, kładąc przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo, miłując Pana, Boga swego, słuchając Jego głosu, lgnąc do Niego;” (Pwt 30, 19-20a)

 

NIE

W przestrzeni społecznej istnieją konkretne oczekiwania względem drugiego człowieka, dążenia, aby go zawłaszczyć, wykorzystać do własnych celów, zmanipulować, przejąć kontrolę nad jego myśleniem. Świat oczekuje ode mnie, że będę idealna, doskonała, perfekcyjna. Raz mam być miła i posłuszna, a kiedy indziej sroga, zbuntowana, bezkompromisowa. Dobrymi przykładami zdają się tu być takie sfery życia publicznego jak reklama na usługach biznesu czy polityka.

A co ja na to? Często pędzę od jednego obowiązku do drugiego bez czasu i sił na refleksję. Sprzyja to niestety nasiąkaniu mojego umysłu przypadkowymi ideami pochodzącymi od różnych grup interesów. Bezwiednie poddaję się indoktrynacji i wpływom innych ludzi, przejmuję ich sądy i opinie. A może nadszedł czas, aby tupnąć nogą i powiedzieć: Basta! Dość! Skończyło się! Tak dalej nie będzie! Odciąć się na jakiś czas od internetu. Ograniczyć dopływ informacji. Włączyć myślenie i analizowanie otaczającego świata przy pomocy własnej inteligencji. Zatrzymać się i zapytać: Panie Boże, a co Ty na to?

Bóg pragnie, abym zwracała się do Niego o pomoc w każdej sytuacji, abym przychodziła z każdym problemem. On czeka na mnie. Zawsze ma dla mnie czas. Nie nudzi się i nie męczy wysłuchiwaniem moich kłopotów i dylematów. To On właśnie wyposażył mnie w rozum, uzdolnił do krytycznego myślenia. On zawsze będzie mnie zachęcał do korzystania z tych darów. Tak dla dobra własnego, jak i innych ludzi. A ja tak często szukam pomocy poza sobą i poza Bogiem. Zaniedbuję relację On-ja. A przecież w tej właśnie przestrzeni znajdę wszystkie odpowiedzi. On mnie pouczy, rzuci światło na moje sprawy.

Jak może się to stać? Jedynie przez spotkanie Osoby z osobą. Serca z sercem. Dawcy z obdarowaną. Doskonałego z niedoskonałością. W klimacie miłości i zaufania. Uznania, że On jest wszystkim, a ja niczym; że ja nie potrafię wspiąć się na Jego wyżyny, a jedynie On może zniżyć się do mnie, aby uświęcić mnie swoją świętością i oświecić światłem swojej mądrości.

Mogę czerpać od Niego mądrość czytając Pismo Święte. Słowo Boże ma moc mnie oświecić, przemienić, uświęcić. Wystarczy, że je ukocham; że mu uwierzę; że wcielę w życie codziennie choćby jedną myśl zaczerpniętą z nauki Jezusa. I tak dzień w dzień, krok po kroku, po kawałeczku mogę odkłamywać swoje myślenie skażone grzechem i lękiem pochodzącym od nieprzyjaciela człowieka i jego sług. Wiem, co należy robić. Pragnę tego bardziej niż czegokolwiek innego. Panie Boże, pomóż, bym nie karmiła się złudzeniami i lękami tego świata.

 

Służebnica

J 2, 1-11

„W Kanie Galilejskiej odbywało się wesele…”

Dookoła mnie toczy się życie…

Maryja dostrzega braki i potrzeby ludzkie. Ja też je widzę. Ona mówi o nich Jezusowi. Ja także modlę się o naprawienie różnych sytuacji. Ona ufa i zachęca ludzi do działania: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie.” Ja proszę i zachęcam Boga do działania według mojego scenariusza na rozwiązanie problemu. Kiedy Bóg zabiera się do dzieła inaczej niż się spodziewałam, zaczynam się lękać, tracę zaufanie. Deklarowałam, że zgadzam się na posłanie mnie, gdziekolwiek będę potrzebna, a kiedy przychodzi zadanie, martwię się, że nie dam rady. A przecież ja mam być tylko narzędziem w Bożym ręku. Być jak długopis, który nie martwi się o treść pisanego tekstu lub jak szpadel, który nie decyduje o miejscu ani głębokości kopanego dołu. Jak słudzy, którzy napełnili, zaczerpnęli i zanieśli.

Czy zgadzam się na taką rolę? Na bezdyskusyjne i bezwarunkowe służenie Bogu do celów, które On sam wybiera, w czasie według Jego zamysłu, w sposób, o którym On decyduje? Bez obaw? Z sercem pełnym ufności?

Panie Jezu, Ty jesteś Panem, a ja Twoją służebnicą. Niechaj wypełnienia się Twoja wola w moim życiu.

Relacja z Jezusem

J 17, 21

„(…) aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał.”

Pierwszą i najważniejszą moją relacją jest relacja z Jezusem. Na jej budowanie powinnam poświęcać swój czas i energię. Jest ona kluczowa dla wszystkich moich pozostałych relacji. Z niej ma wypływać wszystko inne: decyzje, czyny, postawy, znajomości. W oparciu o naukę Jezusa mam dokonywać wyborów, w tym także wyboru towarzyszy swojego życia.

Mogę stanowić jedno z innymi ludźmi jedynie w Jezusie. On stanowi jedno z Ojcem, a my, ludzie, trwając w tej jedności, możemy tworzyć prawdziwą jedność między sobą. Nie sztuczną, udawaną, powierzchniową, ale głęboką, opartą na wartościach ewangelicznych. Dotyczy to każdej jedności – tej małżeńskiej, rodzinnej, wspólnotowej.

Jezus jest Synem Boga, który jest zazdrosny i nie zgadza się, by w moim życiu istniały bożki, by nie był On jedynym moim Panem i Królem. Jeśli zatem próbowałabym tworzyć jedność na własną rękę, nie w Jezusie i Jego wartościach, dopuszczałabym się zdrady. A ja przecież nie chcę zdradzać Jezusa. Chcę być Mu wierna, bo On jest wierny. Bo relacja z Nim nadaje sens mojemu życiu.

Panie Jezu, pomóż mi być Twoim świadkiem, aby świat poznał, że Ty jesteś moim jedynym Panem.

Życie uczennicy Jezusa

J 17,14

„Ja im przekazałem Twoje słowo, a świat ich znienawidził za to, że nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata.”

Życie człowieka wierzącego musi różnić się od jego niewierzącego otoczenia. Tak zapowiedział Jezus. Jak zatem moje życie różni się od wzorca życia płynącego np. z mediów? Czy różni się? Co jest akceptowalne, a co w świetle nauki Jezusa musi zostać odrzucone? W jaki sposób świat niewierzący wpływa na moje przekonania i zachowanie? Komu tak naprawdę służę? Dlaczego spodziewam się, że ludzie niewierzący zaakceptują moje wybory? Że mnie zrozumieją? Polubią? Poprą? Pokochają? Uznają za swojego człowieka? Czy zabieganie o to przeze mnie nie jest od samego początku skazane na porażkę?

Jak więc żyć w tym świecie? Czy bycie szczęśliwą tu i teraz jest w ogóle możliwe? Jest. Ale pod warunkiem, że będę mocno trzymała się Jezusa. Że będę trwała z Nim w bliskiej relacji. Że będzie to relacja miłości i zaufania. Że będę otaczała się przyjaciółmi, którzy także są uczniami Jezusa i mozolnie starają się kroczyć Jego drogą.

Ale czy ja prawdziwie ufam Jezusowi i Jego nauce? Czy wierzę, że tylko On ma słowa życia wiecznego? Że to ten z pozoru atrakcyjny świat myli się i trwa w złudzeniu, a Jezus głosi prawdę? Że jest to prawda jedyna i niepodważalna? Ponadczasowa?

Panie Jezu, wierzę Ci. Przymnóż mi wiary.

 

Konkret

Dz 15, 26

„(…) którzy dla imienia Pana naszego Jezusa Chrystusa poświęcili swe życie.”

Słowa te brzmią pięknie i opisują szlachetną postawę. W chwilach duchowych uniesień budzi się we mnie pragnienie jej naśladowania, tęsknota, aby i o mnie można było kiedyś powiedzieć takie słowa i żeby były prawdziwe.

Na czym miałoby polegać w moim przypadku poświęcenie życia dla imienia Jezusa Chrystusa? Jak mogę odkryć Boży plan na moje tu i teraz? Jak mogę spełnić pragnienia Jezusa względem mnie? Od czego zacząć? Myślę, że od modlitwy do Ducha Świętego o Jego światło i prośby o prowadzenie. Od sumiennego wypełniania swoich obowiązków stanu. Od wyrażania Bogu wdzięczności za moje życie w takim kształcie, jaki ma w tej chwili. Od ciągłego przypominania sobie, że Jezus jest ze mną cały czas, czuwa i w każdej chwili może złapać mnie za rękę, jeśli zaczęłabym tonąć. Od ufności w Bożą miłość do mnie. Od trwania w słowie Bożym. Od naśladowania Jezusa w miłości przyjaciół i nieprzyjaciół.

No to do dzieła, skoro już wiem, co robić. Sądzę, że Panu Bogu bardziej spodoba się, kiedy wykonam choćby najmniejszy czyn z miłości do Niego, z posłuszeństwa Jego nauce niż kiedy snuję wielkie plany i marzenia, które pozostają bezowocne, gdyż pozostawiam je do wykonania na bliżej nieokreśloną przyszłość, na czas, kiedy wszystkie okoliczności zaczną mi sprzyjać.

Panie Jezu, pomóż mi poświęcać na Twoją chwałę moją codzienność. Pomóż mi robić to teraz. Daj łaskę odczytywania Twoich pragnień w konkretnych sytuacjach mojego życia.

 

SZCZĘŚCIARA

J 15, 16

„Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał – aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje.”

Jestem wielką szczęściarą. Bóg mnie stworzył. Stwarzając dokładnie obmyślił, jaka mam być. Już wtedy wiedział, do czego jestem przeznaczona. Ja to dopiero odkrywam.

Nie tylko stworzył, ale obmył w wodzie chrztu i namaścił Duchem Świętym. Mam wszystko, czego potrzebuję, aby przynosić owoc. Mogę również prosić o dodatkową pomoc, o różne dary, jeśli serce moje ich zapragnie lub dostrzegę jakąś potrzebę – dla siebie lub innych. Jest obietnica, że otrzymam.

Czy jednak postępuję zgodnie z zamysłem Boga? Gdzie się gubię? Może chcę jakichś spektakularnych efektów zamiast pracować dzień po dniu w szarym pyle dnia. Zamiast gorliwie wypełniać swoje obowiązki i dziękować za każdy trud, który jest mi dany, aby kształtował mój charakter. Aby rosła moja pokora, wytrwałość, stałość wiary oraz inne cnoty. Abym nauczyła się uniżać, umniejszać, żeby Jezus mógł we mnie wzrastać.

Jezu, Ty jesteś moją drogą. Wracam na nią dzisiaj z Twoją pomocą. Chcę w stu procentach wejść w moje powołanie i chwila po chwili wypełniać Twoją wolę względem mnie. O to proszę w imię Jezusa Chrystusa.

Miłość

J 14, 23
„Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać.”
Miłość jest najważniejsza. Jezus ciągle o niej mówi. Właściwie tylko ona wystarczy jako zasada postępowania. Jest ona prawem panującym w królestwie Bożym. Trzeba kochać, żeby móc tam zamieszkać. Życie na ziemi zostało mi dane, abym wydoskonaliła się właśnie w miłości, abym nauczyła się kochać, abym stopniowo upodabniała się do Boga, który jest miłością.
Miłość jest przyczyną mojego zaistnienia. Powstałam z Bożej miłości i do miłości zostałam stworzona. Bez miłości marnieję, staję się duchowym karłem, sprzeciwiam się zamysłowi Boga, odcinam się od swoich korzeni. Jeśli więc miłuję, zachowuję naukę Jezusa.
Życie Ewangelią opiera się na miłości. Jest warunkiem jedności z Bogiem, Jego obecności w moim życiu. Jeśli doświadczyłam Bożej miłości, to wiem, że nic jej nie jest w stanie zastąpić, zrekompensować. Nie ma czegoś takiego na świecie, co mogłoby być jej zamiennikiem. Wszystko jest poniżej, jest mniejsze, niewystarczające.
Dlatego też proszę Cię, Panie Jezu, który jesteś miłością, przebywaj we mnie razem z Ojcem i Duchem Świętym. Pragnę nasycać się miłością i żyć zgodnie z jej zasadami, zgodnie z prawem nieba. Naucz mnie, Panie, świadczyć miłość drugiemu człowiekowi i z każdym dniem kochać coraz bardziej.

Pokój

J 14, 27

„Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się lęka!”

Pokój. Boży pokój. Nie ten światowy, zewnętrzny, nietrwały, ale pokój serca. Czym on dla mnie jest? Środowiskiem do życia, działania, kochania. Przestrzenią, w której jest miejsce dla Boga i drugiego człowieka. Strefą sacrum, stworzoną Bożym tchnieniem dla dzieci Ojca. Chętnie w niej przebywam, bo jest moim ekosystemem, powietrzem, którym pragnę oddychać.

Nie chcę go porzucać, bo mogłabym stracić życie. Życie Boże we mnie. Nie chcę karmić się fastfoodami tego świata, opierać się na złudzeniach proponowanych przez świat, podsuwanych przez pana tego świata. Nie zbuduję dla siebie i moich bliskich prawdziwego i trwałego bezpieczeństwa swoimi rękami tworząc iluzoryczne zabezpieczenia. Jedynie Bóg jest gwarantem naszego bezpieczeństwa. Bóg, który pragnienie dla swoich dzieci tego, co najlepsze.

Ojcze z nieba, Boże, obdarz mnie, moich bliskich i całą ludzkość Twoim pokojem, abyśmy mogli skutecznie wypełniać nasze codzienne zadania, abyśmy żyli w radości i wdzięczności dzieci Bożych.

Mój Wielki Post

Wielki Post to czas nawrócenia, zbliżania się do Boga, odwrócenia się od zła, grzesznych i osłabiających nawyków, w tym również tracenia czasu na sprawy nieprzydatne z perspektywy wieczności. Jest to także czas szczególnej łaski, kiedy Bóg woła do mnie, abym skierowała do Niego swoje serce i pozwoliła sobie pomóc, bo On pragnie przeprowadzić mnie z niewoli grzechu do wolności dziecka Bożego. Pragnie wprowadzić mnie na drogę prawdy.

Kiedy w okolicach Środy Popielcowej zastanawiałam się nad tegorocznymi postanowieniami wielkopostnymi, nie przeczuwałam, że tym razem będzie zupełnie inaczej niż dotychczas bywało. Nie myślałam, że Bóg tak mocno zadziała i upomni się o swoje dziecko, że zechce zabrać stare, a dać nowe. Nie przypuszczałam, że zostanę postawiona w zupełnie nieznanych okolicznościach i niejako zmuszona do przemyślenia na nowo wielu spraw.

Jedną z nich jest moje życie religijne. Zaczęłam zadawać sobie pytania o jego sens, o fundament, na którym się opiera. Czy są to tylko zewnętrzne praktyki religijne? Dlaczego w powszednie dni chodzę na Mszę świętą? Dlaczego codziennie czytam Pismo Święte lub modlę się? Czy naprawdę to wszystko opiera się na żywej i prawdziwej, jedynej i niepowtarzalnej relacji z Bogiem? Dlaczego starannie lub mniej starannie wykonuję swoje obowiązki zawodowe, domowe, rodzinne? Czy stoi za tym szczera miłość Boga i bliźniego? A może po prostu wpadłam w rutynę? Może pewne zachowania są jedynie nawykami bez treści? Może czuję się wtedy lepsza od innych i to wszystko?

Nagle okoliczności życia uległy zmianie. Ograniczony został dostęp do Eucharystii. Musiałam się zastanowić, czy rzeczywiście pragnę komunii z żywym Bogiem na co dzień. Na ile Jezus jest dla mnie ważny? Czy najważniejszy? Czy jest coś, czego bardziej mi brakuje niż Jego? A moje zaufanie do Niego? Czy ufam, że Bóg potrafi się o mnie zatroszczyć, że mnie kocha nad życie, że zawsze jest ze mną? Czym dla mnie jest cierpienie i śmierć? Czy przeraża mnie perspektywa śmierci? Jezus – Człowiek też się bał. Prosił Ojca, aby oddalił od Niego mękę i śmierć. Ostatecznie jednak zgodził się pełnić wolę Ojca. Chciałabym też tak potrafić. Boże, pomóż, bym umiała.

Pamiętam, że co roku po Wielkim Piątku przychodzi Niedziela Zmartwychwstania. Pojawia się radość poranka. Triumf życia nad śmiercią. Jezus zwycięża. Dzieje się tak co roku. Teraz też tak będzie! Na pewno!