Wypłynąć na głębię

Szara rzeczywistość znowu daje znać o sobie, doskwiera codzienność. Zwykłe obowiązki nudzą swoją monotonią, powtarzalnością. Ileż razy w końcu można robić to samo i mówić to samo? Dlaczego znowu to? Dlaczego ja? Wszystko drażni. Zaczynam narzekać. Niczego to nie zmieni, wiem przecież. Jednak narzekam. Daję upust swojej frustracji i negatywnym emocjom. Wylewam brudy swojej duszy na innych. Niech posłuchają, jak to mi trudno i źle. Niechaj trochę powspółczują. Niech popodziwiają, jak to się muszę męczyć i jaka to jestem w tym wszystkim bohaterska. Nie rozumieją? Tym gorzej dla nich. Jacy to oni niewrażliwi na cudze problemy. Co za znieczulica społeczna wokół mnie! Świat zmierza ku upadkowi. O tempora, o mores!

No tak. Jak dla mnie, brzmi to znajomo. Dlaczego niekiedy doprowadzam się do takiego stanu? Czy nie lepiej byłoby zatrzymać się już przy pierwszych oznakach nadchodzącej katastrofy? Powiedzieć stop? Byłoby znacznie lepiej. To dlaczego tego nie robię? Czemu nie narzucam sobie dyscypliny zachowania? Nie potrafię? Nie jestem wystarczająco czujna? Zbyt wiele bodźców i obowiązków? Pośpiech i nie zauważam? Zniechęcenie? Pewnie wszystkiego po trochu. Jednak odkryłam, że nie o zachowanie zewnętrzne tu chodzi. Nie ma sensu walczyć z objawami choroby maskując je zamiast zdemaskować przyczynę. Prawdopodobnie jest we mnie bunt. Tylko przeciw czemu? Na co nie chce zgodzić się moje ego? Jestem w swoim mniemaniu kimś lepszym i gardzę codziennym trudem? Zasługuję na coś więcej niż na to, w czym tkwię i co mam? Za mało zarabiam? Nie doceniają mnie? Dlaczego stawiam się ponad innymi, uważam się z lepszą od innych? No tak. To moja pycha, próżność, nieuporządkowane pragnienia. Jezu, ratuj! Sama sobie nie dam rady.

Pan Bóg ma do mnie niesamowitą cierpliwość. Ja takiej do siebie nie mam. W ogóle cierpliwość to moja słaba strona. Chciałabym wszystkiego, co najlepsze i to już zaraz, natychmiast. Chciałabym pójść na skróty. Ale w życiu duchowym nie ma skrótów. Trzeba wszystko przerobić, wypracować, pozwolić się Bogu ogołocić, wyzbyć się nieuporządkowanych przywiązań. Na to potrzeba czasu i łez. Potrzeba umierania z samej siebie. A współczesny świat nie sprzyja kształtowaniu cnoty cierpliwości, nie zachęca do systematycznej pracy, nie ceni wyrzeczeń i trudu. Epatowana ofertami szybkich pożyczek, łudzona możliwościami łatwych rozwiązań i koniecznością natychmiastowego zaspokajania swoich potrzeb ulegam presji ducha tego świata, przemijającego świata, świata rządzonego według zasad ustalanych przez ojca kłamstwa.

Czy zatem nie ma dla mnie ratunku? Czy patrząc na szaleństwo wokół mnie, muszę mu ulegać? Żadną miarą! Można iść pod prąd. Można inaczej. Wierzę, że można. Na razie nie bardzo jeszcze potrafię, ale to nie znaczy, że to niemożliwe. To trudne, ale jednak wykonalne. Już ktoś pokazał, że się da. To był Jezus. On żył godnie. Zawsze wiedział, co należy robić, bo rozmawiał z Ojcem. Wchodził na górę i w samotności modlił się. Nie żal było mu na to czasu. Wszystkie decyzje podejmował po modlitwie. Siły fizyczne, pokój serca, pewność działania i stanowczość postępowania czerpał od Ojca. Zawsze pełnił wolę Boga Ojca. Jezus dał mi przykład. Pokazał drogę. Powiedział nawet, że sam jest drogą. Wystarczy więc, że będę podążać po Jego śladach. On już przetarł szlak na tej ziemi. Mogę zatem spróbować żyć w taki sposób, jak żył Jezus. Mogę poznawać Jego reakcje, postępowanie, słowa pouczenia zapisane na kartach Pisma Świętego. Mam dostępny wzór do naśladowania. Tylko czy zechcę na tyle mocno, żeby nie zniechęcić się przy pierwszych trudnościach? Czy wytrwam, kiedy świat mnie odrzuci, nie zrozumie, skrytykuje lub poniży? Mistrza z Nazaretu spotkał taki właśnie los. Nawet gorszy, z okrutną męką i śmiercią włącznie. Cóż zatem mogłoby mnie motywować do podzielenia losu Jezusa? Zapewne wiara, że Jezus jest prawdomówny. Również nadzieja, że to, co obiecał swoim uczniom, spotka także i mnie. Przede wszystkim zaś miłość do Niego, budowanie z Nim głębokiej osobistej relacji i trwanie w niej nieustannie.

Opublikowany przez Alina Talewska

Żona, matka dwóch dorosłych córek, nauczycielka języka angielskiego i niemieckiego, związana ze wspólnotą Odnowy w Duchu Świętym, żyjąca na co dzień duchowością ignacjańską oraz Słowem Bożym.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *